W czerwcu bieżącego roku Unia Europejska debatowała nad płacą minimalną w państwach członkowskich. Komisja Europejska wraz ze związkami zawodowymi i organizacjami pracodawców prowadziła konsultacje społeczne w sprawie płacy minimalnej. Jest to temat palący głównie ze względu na pandemię koronawirusa, mającą wpływ na zwiększające się dysproporcje płac i ubóstwo osób pracujących w krajach UE.
W Polsce o wysokości płacy decyduje się w komisji trójstronnej, w skład której wchodzą przedstawiciele rządu, związków zawodowych i pracodawców.
Także u nas ze względu na pandemię koronawirusa wycofano się z przedwyborczego projektu PiS, dotyczącego podniesienia płacy minimalnej do 3 tys. zł na koniec 2020 i 4 tys. zł na koniec 2023. W zamian za to we wrześniu na posiedzeniu Rady Ministrów przyjęto rozporządzenie w sprawie minimalnego wynagrodzenia za pracę oraz wysokość minimalnej stawki godzinowej w 2021 roku.
Minimalne wynagrodzenie za pracę wyniesie 2,8 tys. zł brutto, co stanowi wzrost o 200 zł w stosunku do najniższej płacy roku 2020. Stawkę godzinową dla umów cywilnoprawnych w 2021 roku określono na 18,30 zł brutto. W stosunku do roku 2020 jest to wzrost o 1,30 zł.
Wśród najnowszych doniesień prasowych pojawia się jednak obawa, że w związku z trwającą sytuacją pandemiczną i skutkami, jakie może ona wywrzeć na gospodarkę w najbliższym czasie wzrost stawki minimalnego wynagrodzenia może ulec zróżnicowaniu ze względu na region i branżę.
Za zwiększającą się stawką minimalną z roku na rok postulują przede wszystkim związki zawodowe. Jednak mniejsi przedsiębiorcy mogą w obliczu kryzysu nie podołać zwiększającym się stawkom, a w konsekwencji redukować ilość zatrudnionych pracowników. Zahamowanie wzrostu płacy minimalnej jest dyskutowane szczególnie w słabiej rozwiniętych regionach Polski, gdzie bardziej opłacalne może okazać się utrzymanie istniejących miejsc pracy niż pozorny wzrost płacy minimalnej.